Rzeczywiście. Z lasu wyłoniła się jakaś postać. Wiedziałam, że to
był nie kto inny tylko...
- Harry!- wstałam i rzuciłam się na niego. To był on. To naprawdę
był on.
- Miona, bo mnie udusisz.
- Wybacz. Udało się?
- Tak. Jego już nie ma.
- To chyba widać- wtrącił Draco. Spojrzałam w stronę zamku.
Wszyscy już wiedzieli, śmierciożercy zniknęli.
- To chyba możemy już wracać- odezwała się Pansy.
- Tak. A i Parkinson, dzięki za wszystko.
- Nie ma za co Potter- wzięłam Draco za rękę i ruszyliśmy w stronę
zamku. Nareszcie jest po wszystkim. Można wrócić do normalnego życia. Nagle
zobaczyliśmy biegnącego Blaisa.
- Draco, Miona. Ginny zniknęła!
- Jak to?! Znowu?!- wykrzyczeliśmy jednocześnie.
- Byliśmy w zamku, kiedy nagle ktoś mnie zaatakował, więc musiałem
się bronić. Jak się odwróciłem to jej już nie było.
- Cholera. Trzeba jej poszukać.
- Myślisz, że nie szukałem? Każdy kąt przeszukałem. I nic. Jakby
zapadła się pod ziemie.
- Trzeba kogoś zawiadomić- pociągnęłam blondyna za sobą i po
chwili znaleźliśmy się już w zamku. A raczej w tym co z niego zostało.
- Ja pójdę poszukać Luny- powiedział Wybraniec i zniknął.
- To ja zobaczę co tam u Ślizgonów- Pansy też poszła.
- Co robimy? Myślicie, że jest sens kogoś zawiadamiać? Wszyscy
mają inne rzeczy na głowie.
- Masz racje. Musimy sami jej poszukać.
- Rozdzielmy się. Ja z Mioną pójdę na górę,a ty tu obszukaj.
- Ok- pociągnął mnie za rękę i poszliśmy.
- Draco, a co jeśli...
- Nic jej nie jest.
- Skąd wiedziałeś, że o to zapytam?
- A o co innego być mogła?
- No w sumie. Jak ty mnie dobrze znasz.
- Widzisz. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Jasne.Zaczniemy od Pokoju Wspólnego Gryfindoru?
- Może być- weszliśmy do środka. Nikogo nie było.
- Ginny! Ginny!- nic tylko cisza. Przeszukaliśmy wszystko i nic.
- Może Blaise już coś ma,
- Może. Chodźmy sprawdzić- zeszliśmy na dół. Nie wiedzieliśmy, gdzie go szukać, ale nagle pojawił się zza rogu. Był cały zapłakany.
- Co się stało?
- Ginny... ona.. jest... ciężko.... ranna- wydukał. Zamarłam. To nie mogła być prawda. To nie możliwe, czemu ona!
- Gdzie ona teraz jest?
- W Mungu. Wybaczcie, ale ja muszę, tam być.
- Rozumiemy. Leć. Postaramy się tam szybko dotrzeć.
- Dobrze- odpowiedział i wybiegł ze szkoły.
- Może trzeba pomóc? Znajdźmy Mcgonagall- ruszyliśmy na poszukiwania. Nie było ciężko ją znaleźć.
- Pani profesor!- zawołałam.
- Panna Granger, Pan Malfoy. Cieszę się, że nic wam nie jest.
- Możemy w czymś pomóc?
- Pomóżcie przy rannych, jak możecie.
- Oczywiście. Widziała już pani Harrego?
- Tak. Ogromnie się cieszę.
- A pani profesor jeszcze jedno pytanie. Czy jest dużo ofiar?
- Nie tak dużo. Spodziewałam się więcej.
- To my już pójdziemy. Do Wielkiej Sali?
- Tak- odpowiedziała. Pociągnęłam blondyna i weszliśmy do WS. Wszędzie leżeli ranni. Nawet nie wiedziałam za co się zabrać.
- Czy to nie...
- Neville!- krzyknęłam i pobiegłam do chłopaka. Przy nim klęczała już Pansy.
- Czy on...
- Tak. Miona... ja...- płakała. Tak strasznie płakała. Wiedziałam, że ona się w nim zakochała. Ale nie sądziłam, że aż tak.
- Cii. Wiem, jak to przeżywasz. Spokojnie.
- Najgorsze jest to, że ja nic nie zrobiłam, żeby z nim być.
- Ja pójdę sprawdzić co u innych- wyszeptał mi na ucho Draco i odszedł.
- Chciałabym żeby żył.
- Ja też. Ale nic nie możemy zrobić. Nie widziałaś Harrego?
- Gdzieś był z Luną. Nie wiem sam.
- Zresztą nie ważne. Ginny jest w szpitalu.
- Co?!
- Nie wiem nawet, jak to się stało. Żeby tylko z tego wyszła.
- To na co czekasz. Leć do niej. My się wszystkim zajmiemy.
- Naprawdę?
- Tak. Bierz Smoka i jazda mi stąd.
- Dzięki Pansy.
- Nie ma za co- wstałam i pobiegłam do Draco. Pociągnęłam go za sobą i teleportowaliśmy się. Trochę był zaskoczonym, ale w końcu chyba zrozumiał. Przebiegliśmy przez cały szpital, aż w końcu zobaczyliśmy Blaisa.
- Co z nią?
- Stan jest bardzo poważny.... Lekarze... dają małe szanse...
- Nie! To niemożliwe! Nie!- krzyknęłam. Zaczęłam płakać. Nie mogłam się opanować. Draco przytulił mnie i szepnął:
- Cii. Wszystko będzie dobrze. Ona wyzdrowieje.
- Oby. A Weasley'owie już wiedzą?
- Tak. Ale wiesz, że Fred...
- Zginął?
- Tak- teraz jeszcze bardziej zaczęłam ryczeć. Co to się porobiło! Ginny w szpitalu, Fred nie żyje. Dla Weasleyów to wielki cios.
- Skarbie wiem, że jest ci ciężko.
- Dobrze, że jesteś.
- Zawsze będę- nagle zza rogu wyłonił się Ron. Był smutny. Bardzo smutny. Nawet płakał. W sumie ja też na jego miejscu bym płakała.
- Co z nią?
- Jest w ciężkim stanie. Ron, ja bardzo....
- Tak wiem. Współczujesz nam! Już to słyszałem! Tak właściwie, to przyszedłem tu tylko dlatego, że moja mama mnie o to poprosiła. Jak dla mnie to ona tu może zawsze leżeć.
- Słuchaj ty rudowata glizdo! Albo to odszczekasz, albo inaczej pogadamy! I nie obchodzi mnie, że właśnie straciłeś brata! To twoja siostra!
- Spokojnie Diabełku. Nie unoś się tak. On nie jest tego wart!- za drzwi wyszedł doktor.
- Panie Zabini możemy porozmawiać?
- Oczywiście. Smoku zajmuj się tym tutaj rudzielcem.
- Dwa razy nie trzeba mi powtarzać- Blaise odszedł z lekarzem, a ja próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
- Ron, skoro nie chcesz tu być to możesz iść. Poradzimy sobie. Nie ma sensu, żebyś tu siedział.
- I dobrze. Jakoś nie mam na to ochoty- odwrócił się i wyszedł. Mocniej wtuliłam się
w blondyna.
- Co za kretyn!
- Jak tak w ogóle można! Nie przejmować się własną siostrą!
- Ja od zawsze wiedziałem, że ta rodzina jest jakaś nienormalna. Biedna Ginny. Ale wkrótce może dołączy do Zabinich.
- Wiadomo.
- A ty do Malfoyów.
- Chciałbyś.
- A żebyś wiedziała. A ty nie chcesz?
- Musiałabym się poważnie zastanowić.
- No to już przynajmniej wiem na czy stoję- lekko go pocałowałam.
- Kocham cię, mój ty idioto.
- Ja ciebie też- nagle do środka wpadł...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem , że krótki. Przepraszam za to. Ale jakoś nie mam pomysłów. Może mnie wkrótce olśni. xd ♥ Zapraszam na drugiego http://dramione-spotkanie-po-latach.blogspot.com/ Zapraszam też na https://www.facebook.com/NaprawdeNieChceszDostacAvada?ref=hl