poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 19



Rzeczywiście. Z lasu wyłoniła się jakaś postać. Wiedziałam, że to był nie kto inny tylko...
- Harry!- wstałam i rzuciłam się na niego. To był on. To naprawdę był on.
- Miona, bo mnie udusisz.
- Wybacz. Udało się?
- Tak. Jego już nie ma. 
- To chyba widać- wtrącił Draco. Spojrzałam w stronę zamku. Wszyscy już wiedzieli, śmierciożercy zniknęli.
- To chyba możemy już wracać- odezwała się Pansy.
- Tak. A i Parkinson, dzięki za wszystko.
- Nie ma za co Potter- wzięłam Draco za rękę i ruszyliśmy w stronę zamku. Nareszcie jest po wszystkim. Można wrócić do normalnego życia. Nagle zobaczyliśmy biegnącego Blaisa.
- Draco, Miona. Ginny zniknęła!
- Jak to?! Znowu?!- wykrzyczeliśmy jednocześnie.
- Byliśmy w zamku, kiedy nagle ktoś mnie zaatakował, więc musiałem się bronić. Jak się odwróciłem to jej już nie było.
- Cholera. Trzeba jej poszukać.
- Myślisz, że nie szukałem? Każdy kąt przeszukałem. I nic. Jakby zapadła się pod ziemie. 
- Trzeba kogoś zawiadomić- pociągnęłam blondyna za sobą i po chwili znaleźliśmy się już w zamku. A raczej w tym co z niego zostało. 
- Ja pójdę poszukać Luny- powiedział Wybraniec i zniknął.
- To ja zobaczę co tam u Ślizgonów- Pansy też poszła.
- Co robimy? Myślicie, że jest sens kogoś zawiadamiać? Wszyscy mają inne rzeczy na głowie.
- Masz racje. Musimy sami jej poszukać. 
- Rozdzielmy się. Ja z Mioną pójdę na górę,a ty tu obszukaj.
- Ok- pociągnął mnie za rękę i poszliśmy.
- Draco, a co jeśli...
- Nic jej nie jest.
- Skąd wiedziałeś, że o to zapytam?
- A o co innego być mogła?
- No w sumie. Jak ty mnie dobrze znasz.
- Widzisz. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Jasne.Zaczniemy od  Pokoju Wspólnego Gryfindoru?
- Może być- weszliśmy do środka. Nikogo nie było.
- Ginny! Ginny!- nic tylko cisza. Przeszukaliśmy wszystko i nic. 
- Może Blaise już coś ma,
- Może. Chodźmy sprawdzić- zeszliśmy na dół. Nie wiedzieliśmy, gdzie go szukać, ale nagle pojawił się zza rogu. Był cały zapłakany.
- Co się stało?
- Ginny... ona.. jest... ciężko.... ranna- wydukał. Zamarłam. To nie mogła być prawda. To nie możliwe, czemu ona!
- Gdzie ona teraz jest?
- W Mungu. Wybaczcie, ale ja muszę, tam być.
- Rozumiemy. Leć. Postaramy się tam szybko dotrzeć.
- Dobrze- odpowiedział i wybiegł ze szkoły.
- Może trzeba pomóc? Znajdźmy Mcgonagall- ruszyliśmy na poszukiwania. Nie było ciężko ją znaleźć. 
- Pani profesor!- zawołałam.
- Panna Granger, Pan Malfoy. Cieszę się, że nic wam nie jest.
- Możemy w czymś pomóc?
- Pomóżcie przy rannych, jak możecie. 
- Oczywiście. Widziała już pani Harrego?
- Tak. Ogromnie się cieszę. 
- A pani profesor jeszcze jedno pytanie. Czy jest dużo ofiar?
- Nie tak dużo. Spodziewałam się więcej. 
- To my już pójdziemy. Do Wielkiej Sali?
- Tak- odpowiedziała. Pociągnęłam blondyna i weszliśmy do WS. Wszędzie leżeli ranni. Nawet nie wiedziałam za co się zabrać. 
- Czy to nie...
- Neville!- krzyknęłam i pobiegłam do chłopaka. Przy nim klęczała już Pansy.
- Czy on...
- Tak. Miona... ja...- płakała. Tak strasznie płakała. Wiedziałam, że ona się w nim zakochała. Ale nie sądziłam, że aż tak.
- Cii. Wiem, jak to przeżywasz. Spokojnie. 
- Najgorsze jest to, że ja nic nie zrobiłam, żeby z nim być.
- Ja pójdę sprawdzić co u innych- wyszeptał mi na ucho Draco i odszedł.
- Chciałabym żeby żył. 
- Ja też. Ale nic nie możemy zrobić. Nie widziałaś Harrego?
- Gdzieś był z Luną. Nie wiem sam. 
- Zresztą nie ważne. Ginny jest w szpitalu.
- Co?!
- Nie wiem nawet, jak to się stało. Żeby tylko z tego wyszła.
- To na co czekasz. Leć do niej. My się wszystkim zajmiemy. 
- Naprawdę?
- Tak. Bierz Smoka i jazda mi stąd.
- Dzięki Pansy. 
- Nie ma za co- wstałam i pobiegłam do Draco. Pociągnęłam go za sobą i teleportowaliśmy się. Trochę był zaskoczonym, ale w końcu chyba zrozumiał. Przebiegliśmy przez cały szpital, aż w końcu zobaczyliśmy Blaisa.
- Co z nią?
- Stan jest bardzo poważny.... Lekarze... dają małe szanse...
- Nie! To niemożliwe! Nie!- krzyknęłam. Zaczęłam płakać. Nie mogłam się opanować. Draco przytulił mnie i szepnął:
- Cii. Wszystko będzie dobrze. Ona wyzdrowieje. 
- Oby. A Weasley'owie już wiedzą?
- Tak. Ale wiesz, że Fred...
- Zginął?
- Tak- teraz jeszcze bardziej zaczęłam ryczeć. Co to się porobiło! Ginny w szpitalu, Fred nie żyje. Dla Weasleyów to wielki cios. 
- Skarbie wiem, że jest ci ciężko.
- Dobrze, że jesteś.
- Zawsze będę- nagle zza rogu wyłonił się Ron. Był smutny. Bardzo smutny. Nawet płakał. W sumie ja też na jego miejscu bym płakała.
- Co z nią?
- Jest w ciężkim stanie. Ron, ja bardzo....
- Tak wiem. Współczujesz nam! Już to słyszałem! Tak właściwie, to przyszedłem tu tylko dlatego, że moja mama mnie o to poprosiła. Jak dla mnie to ona tu może zawsze leżeć.
- Słuchaj ty rudowata glizdo! Albo to odszczekasz, albo inaczej pogadamy! I nie obchodzi mnie, że właśnie straciłeś brata! To twoja siostra!
- Spokojnie Diabełku. Nie unoś się tak. On nie jest tego wart!- za drzwi wyszedł doktor. 
- Panie Zabini możemy porozmawiać?
- Oczywiście. Smoku zajmuj się tym tutaj rudzielcem.
- Dwa razy nie trzeba mi powtarzać- Blaise odszedł z lekarzem, a ja próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
- Ron, skoro nie chcesz tu być to możesz iść. Poradzimy sobie. Nie ma sensu, żebyś tu siedział.
- I dobrze. Jakoś nie mam na to ochoty- odwrócił się i wyszedł. Mocniej wtuliłam się 
w blondyna.
- Co za kretyn!
- Jak tak w ogóle można! Nie przejmować się własną siostrą!
- Ja od zawsze wiedziałem, że ta rodzina jest jakaś nienormalna. Biedna Ginny. Ale wkrótce może dołączy do Zabinich. 
- Wiadomo.
- A ty do Malfoyów.
- Chciałbyś. 
- A żebyś wiedziała. A ty nie chcesz?
- Musiałabym się poważnie zastanowić.
- No to już przynajmniej wiem na czy stoję- lekko go pocałowałam.
- Kocham cię, mój ty idioto.
- Ja ciebie też- nagle do środka wpadł...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem , że krótki. Przepraszam za to. Ale jakoś nie mam pomysłów. Może mnie wkrótce olśni. xd ♥ Zapraszam na drugiego http://dramione-spotkanie-po-latach.blogspot.com/ Zapraszam też na https://www.facebook.com/NaprawdeNieChceszDostacAvada?ref=hl

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 18

- Ginny! Ginny!- obudziło mnie wołanie. Draco też się obudził.
- Co on wyprawia! Nie da się człowiekowi wyspać- wstaliśmy i wyszliśmy z namiotu. Blaise biegał w koło
i był bardzo załamany.
- Co się stało?
- Ginny zniknęła!
- CO?!
- Kiedy wstałem już jej nie było.
- Może gdzieś się poszła przejść.
- Nie sądzę. Trzeba ją znaleźć. Rozdzielmy się.
- Dobra, ale ja się najpierw przebiorę- opowiedziałam i poszłam się przebrać. Co się stało z tą Ginny? Może ją ktos porwał? Oby nie. Ubrałam szybko spodnie i bluzkę i założyłam trampki. Wyszłam z namiotu. Czekał na mnie Draco.
- Chodź ty idziesz ze mną.
- A nie lepiej się rozdzielić?
- Nie. Bo jeszcze coś ci się stanie. Chodź- chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w głąb lasu. Nie wiem dlaczego, ale strasznie się bałam. Nie tylko o rudą, ale także o mnie, o Draco i o Blaisa. Wołaliśmy, krzyczeliśmy, ale Ginny nigdzie nie było. W końcu natrafiliśmy na jakieś ślady.
- Czy myślisz...
- Ja nie myślę, ja to wiem- na te słowa przeraziłam się. Ruszyliśmy za śladami. Po chwili niespodziewanie dołączył do nas Blaise.
- Gdzie ona jest!
- Spokojnie Blasie. Na pewno gdzieś tu jest- w końcu zobaczyliśmy ją.
- Scabior- wyszeptał cicho Draco. O nie tylko nie on. Ginny siedziała na pniu, chyba była związana.
- Trzeba coś zrobić- Blaise ruszył w ich kierunku. Nie do końca o to mi chodziło, ale teraz nie mogłam już nic zrobić.
- No proszę. Długo kazaliście nam czekać.
- Czego chcesz?- Blaise był bardzo zdenerwowany.
- Czarny Pan kazał mi was przyprowadzić. Zwłaszcza Granger. Więc idziecie ze mną.
- Chciałbyś! Ja nigdzie nie idę!- zwłasza mnie. Czego on ode mnie chce.
- Idziesz Granger. Albo twoja koleżanka pożegna się z życiem.
- Nie zrobisz tego!
- Oboje wiemy, że to zrobię. Więc jak idziecie?
- ... Tak.- podeszłam do niego, to samo zrobił Blaise. Tylko Draco się wahał.
- Malfoy no chodź. Przecież Czarny Pan nic wam nie zrobi. Rusz się!- w końcu się przełamał. Wszyscy teleportowaliśmy się. Stanęliśmy przed jakimś ogromnym zamkiem. Widocznie to była siedziba śmierciożerców.  Blaise wziął Ginny na ręce i weszliśmy do środka. Cholernie się bałam. Draco chyba to wyczuł, bo przytulił mnie. Wszędzie panował pół mrok. Scabior zaprowadził nas do ogromnej sali, gdzie siedzieli już chyba wszyscy śmierciożercy. Na czele z Czarnym Panem.
- Witajcie. Długo kazaliście na siebie czekać. Ale to nic. Wybaczamy wam. Panno Granger proszę tu podejść- coraz bardziej byłam przerażona. Wiedziałam jednak, że opór nic tu nie da. Puściłam rękę Draco
 i podeszłam bliżej- Moi drodzy. Oto nasza nowa broń. Dzięki niej opanujemy cały świat. A zaczniemy od zniszczenia Pottera.
- Ale...
- Spokojnie Granger. Twoje zadanie będzie bardzo proste. Wystarczy, że zwabisz do nas Pottera.
- Ale dlaczego ja?
- Jesteś jego przyjaciółką. Ufa ci. A tak poza tym nie masz wyjścia. Jeśli się sprzeciwisz, Malfoy, Weasley
i Zabini zginą.
- Zgoda. Zrobię to- łza popłynęła mi po policzku. Nie chciałam tego robić. Dlaczego ja? Już wolałam siedzieć bezczynie- Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. Ostrzegam, że mają bariery ochronne.
- No to jak mam to zrobić?
- Draco ci pomoże. Prawda?
- Tak Panie. Nie puszczę jej samej.
- Mam nadzieje. Lucjuszu, zaprowadź ich do ich pokoju.
- Dobrze Panie- poszliśmy za nim- Hermiono nie sprzeciwiaj mu się nigdy. Słuchaj mojego syna- dotarliśmy na miejsce. Razem z Ginny i Blaisem weszliśmy do środka. Draco został z ojcem. Usiadłam na łóżku
i ukryłam twarz w dłoniach.
- Miona przepraszam cię. To wszystko moja wina. Gdybym nie dała się złapać...
- Nie Ginny. To nie jest twoja wina. To jest niczyja wina. Stało się. Muszę zdradzić własnego przyjaciela. Zaprowadzić go na śmierć.
- Harry da sobie radę. Pokona go i wszystko będzie dobrze.
- Oby- do pokoju wrócił Draco. Usiadł koło mnie i przyciągnął mnie do siebie. Spojrzałam w jego oczy. Były pełne przerażenia i troski. Wpiłam się w jego usta.
- Wszystko będzie dobrze. Zaraz tu przyjdzie Pansy. Pomoże nam. Zawiadomi o tym Harrego- rozpłakałam się. Nie wytrzymuję tego. Muszę jednak być silna - Nie płacz. Ruda nic ci nie jest?
- Nie. Wszystko w porządku.
- To dobrze. Może powiesz nam jak to się stało?
- Było wcześnie kiedy wstałam. Nie chciałam budzić Blaisa, więc sama wyszłam z namiotu. Podeszłam na skraj lasu i zobaczyłam go. Próbowałam uciec, ale mnie dogonił. Potem zaciągnął w głąb lasu i czekaliśmy na was. To było straszne- Ginny również zaczęła płakać. Na szczęście Blaise przytulił ją i przestała. Ona jest silniejsza ode mnie. Nagle do środka weszła Pansy. Ucieszyłam się, że ją zobaczyłam.
- Cześć wam. Słyszałam Miona o twojej misji. Nie martw się wszystko będzie dobrze. Powiem o wszystkim Potterowi. Nic mu się nie stanie.
- Dzięki. Ale jak ty się tu znalazłaś? Przecież Hogwart jest zabezpieczony.
- Nie zapominaj, że jestem Parkinson. Dobra wybaczcie, że muszę już uciekać, ale sami rozumiecie.
- Rozumiemy. Ginny chodź postaramy się o osobny pokój- powiedział Blaise i cała trójka opuściła pokój. Zostałam sama z Draco.
- Widzisz wszyscy mówią, że będzie dobrze.
- Ale ja i tak się boję.
- Pójdę porozmawiać jeszcze z ojcem. Zaprowadzić cię do Ginny, czy chcesz tu zostać?
- Zostanę. Tylko proszę cię wracaj szybko.
- Postaram się- odpowiedział i wyszedł. Na komodzie leżała książka, ale po raz pierwszy nie miałam ochoty nic czytać. Próbowałam sobie to wszystko poukładać. Niestety jakoś mi to nie wychodziło. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Trochę się przeraziłam. Ale w końcu jestem w domu pełnym śmierciożerców.
- Proszę- drzwi się otworzyły i do środka weszła  mama Draco.
- Nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie- usiadła na skraju łóżka.
- Hermiono, tak mi przykro. Wiem, że jest ci pewnie bardzo ciężko. Ale proszę cię nie sprzeciwiaj się.
- Nie miałam zamiaru. Wszyscy mówią, że będzie dobrze, więc muszę w to wierzyć.
- To dobrze. Pamiętaj, że zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy z tobą. Wiem, że to brzmi absurdalnie.
- Wcale nie. Chociaż może troszkę- zaśmiała się.
- Powinnaś teraz odpocząć. Jutro ważny dzień. Dobranoc.
- Dobranoc- odpowiedziałam. Po chwili już jej nie było.  Położyłam się i szybko zasnęłam.

***
- Gotowa?
- Tak, chyba tak- wchodziliśmy właśnie do zamku. Zaczęła się już bitwa. Teraz wystarczy tylko znaleźć Harrego. Cały czas miałam wyrzuty sumienia. Przedarliśmy się i zaczęliśmy poszukiwania. Na szczęście nie trwały one długo. Zobaczyliśmy go stojącego na schodach. Szybko tam pobiegłam.
- Harry, ja..
- Wiem wszystko. Chodźmy. Nie chcę, żeby coś ci się stało- wyszliśmy i skierowaliśmy się  w stronę Zakazanego Lasu. Wszędzie padały zaklęcia. Cały czas trzymałam Draco za rękę. 
- Malfoy masz się opiekować Mioną.
- Harry co ty...
- Obiecaj mi to!
- Dobra Potter. Spokojnie. Obiecuję- po policzku spłynęła mi łza. Coś ostatnio za dużo płaczę. Weszliśmy w głąb lasu. Było tu jeszcze mroczniej niż zwykle. W końcu dotarliśmy. On już czekał.
- Harry Potter. Czekałem na ciebie. Dziękuję wam. Możecie odejść- nie chciałam odchodzić, ale Draco pociągnął mnie za sobą. Znowu łzy napłynęły mi do oczu.
- Nie płacz. Wszy...
- Tak wiem, wszystko będzie dobrze. Tyle razy to już słyszałam. Nawet twoja mam mi tak powiedziała.
- Wczoraj?
- Tak. Była u mnie. Bardzo ją lubię. 
- To dobrze. Zastanawiam się, gdzie moglibyśmy pójść.
- Nie możemy zostać tutaj?
- Przecież tu jest niebezpiecznie.  
- Ale ja muszę wiedzieć. 
- Wiem. Dlatego szukam miejsca gdzieś tutaj. 
- Nie możemy po prostu tu usiąść?
- W sumie to możemy- wyszliśmy z Zakazanego Lasu i usiedliśmy na trawie. 
- A tak w ogóle gdzie jest Ginny z Blaisem?
- Nie wiem. Nie martw się. Na pewno są cali.
- Oby- nagle zauważyłam  postać idącą w naszym kierunku. Trochę się przestraszyłam.
- Draco...
- Widzę. Spokojnie- odpowiedział i wyciągnął swoją różdżkę. Ja również wyciągnęłam swoją. Dopiero kiedy ujrzałam twarz  tajemniczej osoby, odetchnęłam z ulgą.
- Pansy!
- Cześć wam. Są tam?
- Tak- powiedziałam ze smutkiem.
- Potter na pewno wyjdzie z tego cały. Zawsze wychodzi.
- I tu masz rację. Widziałaś Ginny i Blaisa?
- Właśnie nie. 
- Martwię się o nich.
- Eee tam. Złego diabli nie biorą. 
- Masz rację. 
- Jest dużo ofiar?
- Czy ja wiem. Nie widziałam za dużo. 
- To dobrze.
- Chce się tu wam tak siedzieć ?
- A co mamy innego do roboty- odparł Draco. 
- No nie wiem. Nudno to jakoś. 
- Oj Parkinson. Wojna trwa, a ty się nudzisz. Jak chcesz zaraz ci znajdziemy zajęcie.
- Nie dzięki Malfoy.
- Na pewno? 
- Tak. 
- To siedź cicho.
- Spadaj!
- Nie!
- Dobra przestańcie już. Jak wam się tak nudzi, to możecie sobie gdzieś iść. 
- Nie zostawię cię tu przecież. 
- Draco... Czy tu ktoś znowu nie idzie?
- Chyba tak- cała nasza trójka wyciągnęła przed siebie różdżki. W końcu postać się wynurzyła. Był to...
- Ron!- krzyknęłam i rzuciłam się na rudzielca. Był on bardzo zaskoczony i cały zapłakany- Coś się stało?- powiedziałam i znowu usiadłam na trawie.
- Lav... Ona.. Jest... Cieżko... ranna...
- Ale jak to! ... 
- No normalnie. Jeden z nich ją zaatakował!- wskazał na Pansy i Draco.
- Opanuj się rudzielcu! 
- Nie mam zamiaru! Czy Harry,...
- Jeszcze nie wiemy! 
- To nic tu po mnie! 
- Zostań!
- Nie! Zajmij się tym dupkiem!- wykrzyczał i ruszył w stronę zamku.
- Co za frajer! 
- Bo to Weasley! 
- Dobra nie zniżajcie się do jego poziomu.
- Patrzcie, ktoś wychodzi z lasu...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że krótkie. Przepraszam za to i za wszystkie niezgodzności . xd http://dramione-spotkanie-po-latach.blogspot.com/ zapraszam na mojego drugiego bloga xd ♥♥

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 17

- Oj Draco i po co ci to było? Lucjuszu jakieś ostatnie słowa do twojego syna.
- Panie oszczędź go. On nam pomoże. Nakłoni również pannę Granger!
- Nie! Oni nie są już mi do niczego potrzebni. Przyprowadźcie ją!
- Miona nie daj im się! Kocham cię i zawsze będę.
- Ja ciebie też Draco.
- Oj jakie to słodkie. Avada Kedavra!
- Nieeeeee!
-Granger! Przyszedł już czas na ciebie! Zaraz dołączysz do Malfoya! Żegnaj na zawsze! Avada Kedavra!


Znowu ten koszmar. Zerwałam się szybko. Na szczęście Draco się nie obudził. Postanowiłam się przejść
 i trochę ochłonąć. Wzięłam bluzę i wyszłam z namiotu. Mam nadzieję, że te sny nie są prorocze. Niech to wszystko się już skończy. Nagle usłyszałam szmer. Odwróciłam się w stronę wydobywającego się dźwięku
i zobaczyłam wynurzającą się z lasu postać. Przestraszyłam się. I to bardzo. Postać zaczęła się do mnie zbliżać. Chciałam uciekać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
- Nie bój się Hermiono.
- Pani Narcyza?
- Cieszę się, że mnie poznałaś.
- Skąd pani wiedziała, że my tu jesteśmy?
- Znam mojego syna nie od dziś i wiem gdzie czuje się bezpiecznie.
- No tak.
- Już za niedługo bitwa. Czarny Pan już się przymierza. Nie musisz się już martwić. Niedługo będzie po wszystkim. Posłuchaj. Jeśli coś mi się stanie, proszę cię zaopiekuj się moim synem.
- Ale... pani nie może tak mówić! Wszystko będzie dobrze!
- Proszę obiecaj mi to.
- Dobrze.
- I jeszcze jedno- wyciągnęła coś z kieszeni i podałam mi- Weź to.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć- okazało się, że była to bransoletka.
- Proszę weź. Dostałam ją od mojej mamy. Teraz ja daję ją tobie.
- Dziękuję bardzo- wzięłam ją od niej.
- Muszę już iść. Zanim zorientują się, że mnie nie ma. Dbaj o Draco. Powiedz mu, że bardzo go z Lucjuszem kochamy.
- Dobrze- odpowiedziałam, ale ona już zniknęła. Wróciłam z powrotem do namiotu. Położyłam się
i próbowałam zasnąć. Bez skutku. Cały czas myślałam o mamie Draco. Żeby tylko im nic nie było. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

- Miona..- obudziło mnie wołanie.
- Co się stało?
- Kotku, może wypadało by już wstać.
- A może nie- podniosłam się i zobaczyłam siedzącego obok Malfoy'a.
- Dochodzi 11. Chyba nie zamierzasz spędzić tu całego dnia.
- Jestem niewyspana.
- A co znowu ci się koszmar śnił.
- Tak. A potem wstałam i poszłam się przejść i... rozmawiałam z twoją mamą.
-  Co?! Chyba ci się coś przyśniło?! Moja mama tutaj?!
- Tak! A niby skąd miałabym mieć to- wyciągnęłam rękę i pokazałam mu bransoletkę.
- Ale jak?... Skąd...
- Teraz to mi wierzyć. Zdziwiłam się, że mi ją dała, ale jest piękna- wykonana była z białego złota ..
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
- Ja... To się stało tak szybko. A potem tak szybko zniknęła. Kazała ci przekazać, że bardzo cię kocha razem z twoim ojcem.
- ... Mówiła coś jeszcze?
- Że mam się tobą opiekować.
- To mam nadzieję, że spełnisz.
- Oczywiście-przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
- Chodź na śniadanie, bo pewnie jesteś głodna.
- Oj jestem- wyszliśmy z namiotu.
- No nareszcie Miona.
- Dajcie się człowiekowi wyspać.
- No dobra, dobra. Siadaj i jedz.
- Blaise możemy pogadać- zapytał Draco?- Diabeł tylko skinął głową i razem odeszli w stronę lasu.
- A co to za tajemnice?
- Nie wiem. Może chodzi o to, że była tu mama Draco.
- Co?! Ale skąd ty to wiesz?
- Bo z nią rozmawiałam. Dała mi nawet to- pokazałam jej bransoletkę.
- Śliczna.
- Powiedziała, że dostała to od swojej mamy i teraz daje ją mnie.
- Ty.. Wiesz co to oznacza?
- Niby co?
- Że ona daje ci pozwolenie do wejścia w jej rodzinę.
- Co ty za bzdury opowiadasz?
- Nie bzdury tylko prawda.
- Oj nie przesadzaj.
- Wiesz dobrze, że tak jest.
- Pójdę się przejść- dokończyłam moje śniadanie i poszłam do lasu. " A co jeśli Ginny ma rację? Nie, bo niby dlaczego miałaby mi to teraz dawać? Takie rzeczy daję się po ślubie, albo trochę przed. A jeśli coś się jej stanie? Nie to nie możliwe. Nic jej nie będzie. Wszystko będzie. Boże czemu to wszystko musi być takie skomplikowane. Czemu nie mogę być teraz w Hogwarcie i siedzieć nad jakimś zadaniem z transmutacji?" Usiadłam na trawie i przywołam do siebie jakąś książkę. Zaczęłam czytać.

- Tu jesteś! Szukam cię i szukam.
- I znalazłeś- usiadł koło mnie.
- Martwiłem się o ciebie.
- Nie potrzebnie. O czy rozmawiałeś z Blaisem?
- Opowiadałem mu o mamie. Dlaczego ze mną nie porozmawiała?
- Spałeś wtedy. Ja w sumie to sama nie wiem.
- Dobra nie ważne. Wracamy?
- Posiedźmy tu jeszcze trochę.
- Oj no dobrze. Co tam czytasz?
- Jakąś książkę. Nawet ciekawa.
- Ty i te twoje książki.
- No co każdy ma jakieś hobby. Ja bardzo lubię czytać książki.
- Wiem o tym.
- A teraz proszę cię siedź cicho, bo chciałabym jeszcze poczytać.
- Ja mam siedzieć cicho? Niedoczekanie twoje.
- No proszę cię.
- Już dobrze- wróciłam do czytania.
- Wiesz tak sobie pomyślałem, że...- spiorunowałam go wzrokiem- Dobra, dobra. Już się nie odzywam.
- Dobra dokończ.
- Nie, nie. To może zaczekać.
- Jak chcesz. Ale to moje czytanie już chyba sensu nie ma. Chodź wracamy.
- Nareszcie.
- Nie narzekaj. Nie siedzieliśmy tu długo.
- Chyba ja nie siedziałem tu długo.
- Oj nie czepiaj się szczegółów. Rusz się!- wstałam i ruszyłam w stronę naszej polany.
- Zaczekaj na mnie!- dogonił mnie i chwycił mnie za rękę.
- To powiedz co chciałeś mi powiedzieć.
- Mówiłem, że to może zaczekać.
- Ale...- przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował- Już dobrze. Będę siedzieć cicho.
- Nie o to chodzi, ale dobrze- dotarliśmy na polanę. Jakie było nasze zdziwienie kiedy zobaczyliśmy...
- PANSY!- krzyknęliśmy oboje.
- Miona, Draco, jak dobrze was widzieć!- rzuciła najpierw mi się na szyje, a potem Smokowi.
- Co ty tu robisz?
- Odwiedzam was.
- A co z...
- Smoczku nie zadawaj tyle pytań. Usiądź to pogadamy- usiedliśmy koło Ginny i Blaisa.
- Opowiadaj!
- Na razie wszystko jest pod kontrolą. Hogwart jest doskonale przygotowany. Czarny Pan już się szykuję.
- To jak udało ci się tu dostać?
- Mam swoje sposoby. Nie mogę jednak zostać na długo. Opowiadajcie co u was. Szczerze mówiąc współczuję wam. Spać pod namiotami. Łee.
- Jakoś dajemy radę.
- Aż dziwne, że to nasz kochany Drakuś wymyślił.
- Pansy! Miałaś mnie tak nie nazywać!
- Oj już dobrze. Wiecie, że Ron wrócił do Lavender?
- Co?!
- No. Ale ja tam nie wiem, czy to dobry pomysł. W sumie oboje są siebie warci.
- A co z Goylem?
- Krążą plotki, że spotyka się z nim dalej. Pytałam się go, ale on zaprzecza.
- No nieźle. Jak wrócimy będę musiała sobie z Ronem porozmawiać.
- Oj nigdy nic nie wiadomo. Ja będę się już zbierać. Trzymajcie się. 
- Do zobaczenia i powodzenia- odpowiedziałam, a ona teleportowała się.
- Fajnego masz braciszka kotku.
- Cicho bądź Blaise. 
- No co? Wiem, wiem, rodziny się nie wybiera.
- Chyba zostawiłam książkę przy jednym drzewie. Zaraz wrócę- tak naprawdę musiałam się przejść
 i wszystko przemyśleć. Pojawienie się Pansy i ta sprawa z Ronem. Jak on może być taki głupi?! Powinnam tam być i wybić mu to z głowy. W końcu to mój najlepszy przyjaciel. Boże Hermiono, on by cię tylko wyśmiał i powiedział by, że to nie twoja sprawa. Mimo to powinnam. NIE! 
- Miona, wiem, że pewnie chcesz być teraz sama, ale...
- Dobrze, że jesteś- odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Jak ja kocham ten smak. Jak dobrze, że ja go mam.
- Wiesz, że cię kocham.
- Wiem, ja ciebie też.
- To co idziemy po tą książkę?
- Wiesz dobrze, że jej tam nie zostawiłam.
- Oj no oczywiście, że wiem. Następnym razem wymyśl jakąś lepszą wymówkę.
- Postaram się. 
- To może powiesz mi o czym tak musiałaś myśleć?
- O tym wszystkim.
- Rozumiem, że o rudzielcu też?
- To mój przyjaciel! Nie mogę przecież pozwolić mu na to!
- Ale ty nic nie możesz zrobić. 
- Wiem.
- Więc już o tym nie myśl.
- Dobra. Postaram się.
- Mam nadzieję.
- Hey gołąbeczki. Może tak wrócicie do nas.
- Oj Diabełku już idziemy- wróciliśmy na polane.
- No nareszcie. Wreszcie ktoś normalny.
- Ej! Smoka nie nazwałbym normalnym.
- Normalniejszy od ciebie jest.
- Wypraszam sobie. Co jak co, ale obaj jesteśmy równo nienormalni. 
- Dobra spokojnie. Nie ważne kto jest normalny, a kto nie.
- Dokładnie. To co robimy?- zapytała Ginn.
- Hmm. Co powiecie na...
- Tylko nie butelka Diabełku.
- Ale dlaczego nie ?- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście oprócz Zabiniego.
- Bo to już jest nudne. 
- Wy się nie znacie. To może sama coś zaproponuj panno wszystko wiem lepiej.
- Hmm. A żebyś wiedział, że coś zaproponuję. Co powiecie na kalambury.
- Dla mnie spoko.
- W sumie mogą być.
- Pff. Moje i tak lepsze, ale dobra.
- To mówimy kategorię i pokazujemy.
- Ok. To kto zaczyna?
- Może Miona. W końcu ona to wymyśliła. 
- Zgoda- I tak zaczęła się zabawa.  Graliśmy tak do później nocy. A ile było przy tym śmiechu. Najśmieszniejszy był chyba Blaise. A jak pokazał Snape'a to leżeliśmy i płakaliśmy ze śmiechu. W końcu wszyscy poszliśmy spać.
- Tylko żebyś znowu koszmarów nie miała.
- No oby nie.
- Jak ci się coś złego przyśni, to mnie obudź ok? Bo jeszcze do tego dojdzie, że mój ojciec się tu pojawi.
- Haha. Dobrze obudzę cię.
- Świetnie. To dobranoc skarbie.
- Dobranoc- wtuliłam się w mojego chłopka i zasnęłam. Tym razem śniły mi się same przyjemne rzeczy...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki sobie. Na razie nic ciekawego, ale później coś na pewno będzie. xd 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 16

- Miona, co ty na to jakbyśmy po południu poszły na małe zakupy?- zapytała Ginny. Siedziałyśmy właśnie
 z chłopakami na plaży. Nie ma to jak słońce.
- Jestem za.
- To dobrze. Hey a wy dokąd?
- My zaraz wrócimy- opowiedział Draco i razem z Blaisem gdzieś poszli.
- A gdzie oni znowu poszli?
- Nie mam pojęcia.
- Przy najmniej na chwilę będzie spokój.
- Dokładnie. Opowiesz mi jeszcze co się wydarzyło.
- Nie było was raptem kilka godzin.
- Wiele się mogło przecież wydarzyć.
- Miałaś o tym nie myśleć.
- Wiem, wiem. Ale sama rozumiesz. Martwię się.
- Rozumiem.
- Nie miej mi tego za złe. Po prosu zawsze byłam z nimi. A teraz...
- A teraz nie jesteś. Ja rozumiem. Ale zrozum. To dla twojego dobra.
- Wiem. Postaram się o tym nie myśleć.
- Mam nadzieję.
- Jak dobrze, że dałam się namówić.
- Z tobą chyba poszło szybciej.
- No tak.
- Chcesz się czegoś napić?
- Nie dzięki.
- O patrz. Wracają.
- Stęskniłyście się za nami?
- Oczywiście Diabełku. Dawno cię nie widziałyśmy.
- Słuchajcie mamy propozycję.
- Jaką?
- Co byście powiedziały na zakupy w... Paryżu!
- Mamy jechać specjalnie do Paryża na zakupy?- trochę zdziwiła mnie ich propozycja.
- No chcielibyśmy spędzić ten czas nie tylko na Hawajach.
- I co chwilę mamy zmieniać miejsca?
- Miona mi się ten pomysł podoba. Zawsze chciałam zobaczyć Paryż.
- Draco powiedz mi o co chodzi. Wiem, że coś jest nie tak.
- Oj Herm nie dramatyzuj.
- Ginny proszę cię. Draco powiedz mi!
- Miona...
- Draco!
- No już dobrze. Dostałem informację, że śmierciożercy nas szukają.
- Ale dlaczego?
- Czarny Pan chce, żebyś pomogła mu zniszczyć Pottera.
- Co?!
- Musimy stąd wyjechać.
- Przecież tu nas chyba nie znajdą.
- Pansy mnie o tym powiadomiła. Wie gdzie jesteśmy.
- Przecież ona nas nie wyda!
- Ale Czarny Pan może zajrzeć do jej pamięci. A nie zna ona za dobrze oklumencji
- No tak. To rzeczywiście musimy stąd uciekać.
- Wymeldowaliśmy już nas. Teraz musicie się tylko przebrać i teleportujemy się do Francji.
- Może lepiej jakieś mniej znane miasto.
- Na przykład?
- No nie wiem. Coś na odludziu.
- Nie głupi pomysł. Moglibyśmy spać w namiocie.
- Oj Diabełku w namiocie? Zapomnij.
- Ale czemu Ginny. Przecież to wcale nie taki głupi pomysł.
- Miona, no proszę cię.
- Będzie fajnie. Znam nawet fajne miejsce. A teraz się pośpieszcie- wzięłam wszystkie moje rzeczy i wszyscy razem poszliśmy do pokoju. Najpierw się przebrałyśmy z Ginny, a potem wszyscy teleportowaliśmy się. Miejsce było cudowne. Duża polana i małe jeziorko. Czego chcieć więcej.
- No no. Muszę przyznać, że pięknie tutaj jest.
- A tak się wzbraniałaś.
- Idziemy pooglądać okolicę?
- Jasne. A wy tu zostańcie i wszystko  zróbcie.
- Oczywiście. Diable czy one nie mają z nami za dobrze?
- Zdecydowanie mają.
- Oj nie marudźcie już. Jak zasłużycie to może dostaniecie nagrodę- powiedziałam i poszłam za Ginny.
- Ślicznie tu. Mam nadzieję, że tu będziemy bezpieczni.
- Ja też. Ciekawe w czym byłabym mu potrzebna.
- No. Na pewno ma jakiś plan. W końcu jesteś idealną przynętą.
- Czemu niby?
- Przyjaźnicie się od samego początku. Nikt nie zna go tak dobrze jak ty i Ron.
- Ale przecież ty byłaś jego dziewczyną.
- Ale ty znasz go dłużej i w ogóle. Zresztą to nie istotne.
- W sumie masz rację.
- Niech to się już skończy.
- Dokładnie. Może nie odchodźmy daleko, bo jeszcze się zgubimy.
- Ok. Bo kto by nas później szukał.
- Śmierciożercy- obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Wróciłyśmy na polanę. Namioty były po rozstawiane. Właściwie to chyba wszystko było przygotowane.
- No nieźle. Jak wy to zrobiliście tak szybko?- zapytałam
- Magia kotku. Magia- odpowiedział Draco. Usiadłam koło niego na trawie i wtuliłam się w niego.
- To jak robimy. Ja śpię z Ginny, a wy razem?
- Mi pasuje.
- Niech wam będzie.
- To załatwione- powoli zaczynało się ściemniać. Rozpaliliśmy ognisko. Było na prawdę przyjemnie. Około godziny 23 wszyscy poszliśmy spać.

- Panno Granger nie trzeba było uciekać.
- Ale ja nie uciekałam.
- Nie ważne. Pomożesz nam czy ci się to podoba, czy nie.
- Ale ja nie chcę!
- W takim razie ucierpisz na tym. Albo raczej nie ty. Przyprowadzić młodego Malfoya i Weasley.
- NIE!- do środka wprowadzono Draco i Ginny.
- Albo zrobisz to co ci każę, albo oni zginą.
- Dobrze. Co mam zrobić?
- Miona nie!
- Zamknij się! Avada Kedavra- Ginny upadła na podłogę.
- Jak mogłeś! 
- Nie zapominaj kim jestem! Zabijcie jeszcze Malfoya. Ja zajmę się Granger!

Obudziłam się cała spocona. Na szczęście wszystko było w porządku.

- Miona co się stało?
- Miałam zły sen.
- A co ci się śniło?
- Voldemort. Zabił Ginny i chciał zabić ciebie. I mnie chyba też.
- To tylko zły sen. Nic takiego się nie stanie.
- A co jeśli...- nie zdążyłam dokończyć, bo zamknął mi usta pocałunkiem.
- Wszystko będzie dobrze.
- Mam nadzieję.
- Śpij. Dobranoc.
- Dobranoc.

Kiedy się obudziłam Draco już nie było. Na szczęście nie śnił mi się już żaden koszmar. Ubrałam się
i wyszłam z namiotu. Przy ognisku, a raczej pozostałości z wczorajszego ogniska siedzieli Draco i Blaise.
- I jak spała nasza księżniczka?- zapytał Zabini.
- Szczerze mówiąc to nie za dobrze. A gdzie masz drugą księżniczkę?
- Śpi jeszcze. Smoku coś ty jej zrobił?
- Ja? Nic. Koszmary jej się śnią. To przez to wszystko.
- No nie dziwię ci się- usiadłam koło nich.
- Jesteś głodna?
- Strasznie- podali mi miskę z płatkami z mlekiem.
- Skąd wy to macie? Przecież jesteśmy tak jakby w lesie.
- Jesteśmy dobrze przygotowani.
- To dobrze. Może obudzimy Ginny?
- Nie. Tak słodko śpi.
- Diabełku uważaj, bo zamieniasz się w słodką dziewczynkę.
- Spokojnie Smoku nie grozi mi to.
- Akurat. Miona idziemy się przejść? Niech nasz Diebełek poczeka tu na swoją słodką księżniczkę.
- Ok- odpowiedziałam. Skierowaliśmy się do lasu.
- Jak znalazłeś to miejsce?
- Kiedy byłem mały tata nas tu zabrał z mamą.
- Fajnie. Często was tak zabierał?
- Nie. On nie był za dobrym ojcem. Właściwie nadal nie jest.
- To przykre.
- W dzieciństwie wiele razy dostawałem Crucio.
- To okropne. 
- Przyzwyczaiłem się do tego. Dobra nie mówmy już o tym. 
- Martwię się o Pansy.
- Nic jej nie będzie. 
- A co jeśli...
- Miona, nie martw się. Nic się nikomu nie stanie.
- No tego to raczej nie wiesz.
- Może nie wiem, ale trzeba być dobrej myśli. A ty jak zaraz nie przestaniesz, to cię wrzucę do jeziora.
- Nie !
- No więc już o tym nie myśl. Bo ci się znowu będą śniły koszmary.
- A tego to ja nie chcę.
- Więc jak za każdym razem o tym wspomnisz, to lądujesz w jeziorze.
- Muszę się pilnować.
- Najwyższa pora.
- Ale ty wiesz jak wrócić?- zauważyłam, że znacznie oddaliliśmy się od naszej polany.
- No oczywiście. Zawsze możemy się teleportować.
- Tylko ja nie mam różdżki.
- Trudno. Ja chyba mam.
- Jak to chyba?!
- Ups. Nie wziąłem. 
- CO?!
- Spokojnie. Wiem jak tam trafić.
- To prowadź.
- Już?
- Tak! 
- No dobrze- zawróciliśmy. Na szczęście nie trudno nam było trafić z powrotem na polane.
- Masz szczęście.
- Gdzie wyście tak długo byli?- zapytała Ginny.
- Na spacerze. Ale ty ile spałaś śpiąca królewno?
- Przynajmniej się wyspałam.
- I nie będzie zrzędzić- wtrącił się Blasie, za co został spiorunowany wzrokiem rudej- No już się nie gniewaj
- powiedział i pocałował ją w policzek.
- To co będziemy robić?
- A co chcecie?
- Ja proponuję kąpiel w jeziorze. 
- Jestem za.
- No dobra.
- To my się idziemy przebrać- odpowiedziała Ginny i każda z nas zniknęła w swoim namiocie. Wyszłam po 5 minutach ubrana w śliczny, czerwony dwuczęściowy kostium. Ruda miała taki sam, tylko że w kolorze żółtym. 
- Pospieszcie się. 
- Trzeba było się pośpieszyć- odpowiedział Blaise i razem z Draco zniknęli w namiotach. Poszłyśmy nad jezioro. Woda nie była strasznie ciepła, ale też nie była za zimna. Wskoczyłyśmy.
- Nie jest tak źle.
- Myślałam, że będzie gorzej. Miona słyszałam, że ci się koszmary śnią.
- Tak. Masakra. Ale nie chcę o tym mówić.
- Spoko. No co oni tak długo tam robią?
- Nie wiem. 
- Oj Ginny, aż tak się za mną stęskniłaś?
- Oczywiście kochanie.
- Ale już jestem- powiedział i razem z Draco wskoczyli do wody. Spędziliśmy świetnie czas, co chwilę się chlapiąc i podtapiając. Po kąpieli zrobiliśmy ognisko. Zapadł zmrok. 
- Ale ładne niebo. Tyle gwiazd na niebie.
- Śliczne. 
- Dziewczyny. Nawet niebem się zachwycają.
- Zabini ty już lepiej siedź cicho!
- To mnie zmuś do tego Weasley!
- A żebyś wiedział, że cię zmuszę. Chodź!
- Dokąd!
- Zobaczysz- powiedziała i pociągnęła go za sobą w stronę lasu.
- Nareszcie będzie spokój.
- Oby tylko nie wrócili za wcześnie.
- Nie jesteś zmęczona?
- Może trochę.
- To co? Idziemy już spać?
- A chce ci się?
- No nie za bardzo. Ale dla ciebie wszystko.
- Jak chcesz możesz zostać.
- Nie, bo znowu ci się coś przyśni.
- Oby nie. To chodź- odpowiedziałam. Weszliśmy do namiotu. Ubrałam się w piżamę i weszłam do mojego śpiwora. Minus spania w namiocie to właśnie śpiwór. 
- Dobranoc. Kolorowych snów.
- Dobranoc- odpowiedziałam. Sen przyszedł szybko, ale nie wiem czy to dobrze...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zastanawiałam się ostatnio czy nie skończyć tego bloga, ale zrezygnowałam. Jak to jest: dużo wyświetleń, 
a tak mało komentarzy. Komentujcieee xd Pragnę was powiadomić, że w moim blogu nie będzie rozstań Draco i Hermiony. Po prostu tak już mam i nie lubię rozstań, zwłaszcza tak fajnej pary.